Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich
Czwartek, 26 sierpnia 2010 | dodano:26.08.2010
Kiedy wyruszałem spod bloku, na pewno nie spodziewałem się dziś słońca, ale liczyłem przynajmniej na suchą podróż. Początkowo wszystko układało się zgodnie z planem. Kręciłem spokojnie w kierunku Łagiewnik, nie martwiąc się chmurami nad głową. Przejechałem całą ulicę Wycieczkową i dotarłem do pierwszego celu podróży - stacji kolejowej Radegast.
To z tego miejsca, podobnymi pociągami odjeżdżały w czasie wojny na śmierć kolejne grupy Żydów z łódzkiego getta, m. in. do Oświęcimia. Gdy trafiłem tu pierwszy raz, całe miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ciasne i niskie wagony, w których nie mogłem się wyprostować, pozwoliły poczuć niewielki ułamek tragedii.
Już gdy robiłem te zdjęcia, zaczynało kropić. Wtedy jeszcze przypominało to mżawkę, więc wciąż niespecjalnie się tym przejmowałem. Powrót tą samą trasą, ale gdy z nieba zaczęły spadać coraz większe krople, skręciłem w las, by pokręcić się trochę między drzewami, które chroniły mnie przed deszczem. Na swojej drodze spotkałem m. in. kapliczkę św. Antoniego
i zbiorową mogiłę kilkunastu Polaków rozstrzelanych w czasie wojny.
W końcu wróciłem jednak na asfalt i kontynuowałem swoją trasę. Skręciłem na Stryków i po kilku kilometrach mogłem jeszcze raz podziwiać Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich, tym razem w pełnej krasie.
W Strykowie obieram kurs na Ozorków, by po ok. 10 kilometrach odbić na, można powiedzieć, ostatnią prostą do Zgierza. Wtedy już od kilku minut padało pełną parą. Na ostatniej prostej niestety wiało prosto w twarz, więc ostanie 10 kilometrów nie należało do najprzyjemniejszych - to w końcu nie był ciepły letni deszczyk. Wydawało mi się, że kręci mi się nieźle, ale ostatni, kilometrowy podjazd skutecznie pokazał mi, że szczyt formy już jest raczej za mną. Do domu dojechałem przemoczony i zmarznięty, ale w poczuciu dobrze wykonanej roboty dla mojego organizmu :)
To z tego miejsca, podobnymi pociągami odjeżdżały w czasie wojny na śmierć kolejne grupy Żydów z łódzkiego getta, m. in. do Oświęcimia. Gdy trafiłem tu pierwszy raz, całe miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ciasne i niskie wagony, w których nie mogłem się wyprostować, pozwoliły poczuć niewielki ułamek tragedii.
Już gdy robiłem te zdjęcia, zaczynało kropić. Wtedy jeszcze przypominało to mżawkę, więc wciąż niespecjalnie się tym przejmowałem. Powrót tą samą trasą, ale gdy z nieba zaczęły spadać coraz większe krople, skręciłem w las, by pokręcić się trochę między drzewami, które chroniły mnie przed deszczem. Na swojej drodze spotkałem m. in. kapliczkę św. Antoniego
i zbiorową mogiłę kilkunastu Polaków rozstrzelanych w czasie wojny.
W końcu wróciłem jednak na asfalt i kontynuowałem swoją trasę. Skręciłem na Stryków i po kilku kilometrach mogłem jeszcze raz podziwiać Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich, tym razem w pełnej krasie.
W Strykowie obieram kurs na Ozorków, by po ok. 10 kilometrach odbić na, można powiedzieć, ostatnią prostą do Zgierza. Wtedy już od kilku minut padało pełną parą. Na ostatniej prostej niestety wiało prosto w twarz, więc ostanie 10 kilometrów nie należało do najprzyjemniejszych - to w końcu nie był ciepły letni deszczyk. Wydawało mi się, że kręci mi się nieźle, ale ostatni, kilometrowy podjazd skutecznie pokazał mi, że szczyt formy już jest raczej za mną. Do domu dojechałem przemoczony i zmarznięty, ale w poczuciu dobrze wykonanej roboty dla mojego organizmu :)
Dane wycieczki:
Km: | 65.74 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 02:46 | km/h: | 23.76 |
Pr. maks.: | 42.89 | Temperatura: | 20.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kelly's Neos |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj